Weekendowe bieganie w relacji Jana Giembickiego !!!

„Ten weekend pod względem startów w zawodach był dla mnie i dla dwójki zawodników „Zantyru” Sztum, Andrzeja Łukomskiego i Krzysztofa Spalka bardzo intensywny, gdyż zaliczyliśmy dwa bardzo trudne i wymagające starty.  W sobotni poranek wybraliśmy się do Straszyna koło Gdańska gdzie odbywał się III Wojewódzki Bieg Doliną Raduni na 5-cio kilometrowej trasie. Start był z pod hotelu 4 Pory Roku w Straszynie, a meta umiejscowiona była na boisku piłkarskim w Juszkowach, nie należała ona do łatwych lecz trzeba przyznać, że bardzo malownicza za sprawą rzeki Raduni. Można śmiało napisać typowy Cross, na około 1,5 km przed metą ogarnęło naszą trójkę zdziwienie gdy pojawiły się schody po których trzeba było zbiec, bardzo to wybijało z rytmu (ale w porównaniu z tym co wydarzyło się dzień później to te schody to przysłowiowa bułka z masłem). Pogoda też nie rozpieszczała w tym dniu, było bardzo zimno i trochę zmarzliśmy głównie przez nasze niedopatrzenie gdyż zapomnieliśmy włożyć rzeczy do samochodu depozytowego, który zawoził wszystko na metę, uratowała nas ogrzewana świetlica w której można było się schronić. Najbardziej specyficzne było losowanie nagród, które nieźle nas rozbawiło, nie było typowego losowania numerów, tylko totalna samowolka, stały koszyki z losami na, które rzucili się ludzie (nawet Ci nie startujący) brali garściami po kilka losów zabawnie to wyglądało zwłaszcza, że dla mnie osobiście gra nie była warta świeczki – smycze, notesy, breloczki. Po biegu podstawiony autobus odwoził nas z powrotem na miejsce gdzie startowaliśmy gdyż tam znajdowały się parkingi. Ogólnie zawody na plus mimo że była ogromna rozpiętość wieku w kategoriach oraz to, że nagrody się dublowały, no ale to już indywidualna sprawa organizatorów.
Dzień później również w tym samym składzie pojechaliśmy do Chełmna na odbywający się I Chełmiński Bieg Jesienny, dodam jeszcze dla ciekawostki, że w ramach tej imprezy odbywały się Mistrzostwa Polski w Cross Nordic Walking, ale wracając do zawodów, już na wstępie zaskoczyła nas mała ilość mieszkańców Chełmna startująca w tym biegu, 20 tysięczne miasto a tutejszych biegaczy można było policzyć na palcach jednej ręki, być możne fakt, że to debiutancki bieg oraz małe rozreklamowanie przyczynił się do tego. Start początkowo planowany był na godz. 10:00 jednak przełożono go na 11:00, co nie zbyt się nam podobało, ale cóż poczekaliśmy cierpliwie. Przejdźmy do samej trasy, która wprawia w osłupienie bo z takim czymś się jeszcze nie spotkałem, po wbiegnięciu do parku leśnego nie było nawet metra bezpiecznego odcinka, trzeba było bez przerwy patrzeć pod nogi i uważać na swoje bezpieczeństwo, ostre zbiegi po czym podbieg pod skarpę, powodowały duży szok dla nóg i oddechu, początek trasy również był niebezpieczny, jeden nie odpowiedni ruch nogą i można było spaść w przepaść gdyż biegliśmy wąskim odcinkiem nad wąwozem, 4 kilometr był nie lepszy prawie pionowe schody po których nie dało już się biec i musiałem podchodzić, dla ciekawostki na tym odcinku miałem średnią 6,00 na km dobrze, że mój Garmin nie ma paska HR bo już od samego spojrzenia na wykres dostał bym zawału hahaha. Nie było żadnego pilota na rowerze prowadzącego bieg, gdyż po prostu żaden rower by nie podjechał pod te tereny, biegło się po prostu patrząc na wstążki z taśmy rozwieszone na gałęziach drzew. Udało mi się przeciąć linię metę jako trzeci opadnięty całkowicie z sił z czasem 21.05 min, 25 sek. później na metę wbiegł Krzysiek Spalk, a 7 open zameldował się Andrzej Łukomski, który sam potem przyznał że było to jego najlepsze miejsce Open we wszystkich dotychczasowych startach. Cała ,,Zantyrowa Trójka” stanęła na podium: chłopaki jako zwycięscy swoich kategorii wiekowych, a ja w Open, co było naszą nagrodą za ten morderczy wysiłek. Zwyciężył Damian Piernikowski z WKB Maratończyk Włocławek z czasem 20.09 min., jest On czołowym zawodnikiem na tych terenach, który regularnie staję na podium w różnych zawodach. Na szczególne wyrazy uznania zasługuje fakt, z jaką gościnnością zostaliśmy potraktowani, po biegu zaprowadzono nas na obiad, który w żadnym stopniu nie przypominał typowej masówki z grochówką w tle. Stoły przykryte obrusami, zastawa stołowa, podane było Spaghetti, które można było jeść do woli, po obiedzie, świeże pyszne domowe ciasto upieczone rano specjalnie dla zawodników, ponadto herbata, kawa, o to wszystko zadbały przemiłe panie z Chełmińskiego Stowarzyszenia ,,Światełko Nadziei ” zajmującego się osobami niepełnosprawnymi. Z Chełmna wyjechaliśmy w dobrych humorach, choć już obolali po 2 dniowym wysiłku. Impreza naprawdę udana mająca swój klimat, choć moim zdaniem nie doceniona jak na tak duże miasto. Podsumowując był to naprawdę pozytywny weekend.”

Jan Giembicki