Cóż z tego, czyli po biegu w Lubawie.
Start w Lubawie stanowi zawsze pretekst do refleksji, bo to przecież powrót do źródeł, do rodzinnego gniazda , a jednocześnie dowód, że nasza zantyrowska rodzina się zmienia, systematycznie powiększa oraz umacnia nie tylko biegowo.
Jakieś dowody? Dwanaście osób w koszulkach z żółtym napisem LKS Zantyr Sztum na starcie Lubawskiej Dychy, w tym trzy kobiety stojące ramię w ramię z doświadczonymi kolegami. Bezapelacyjne zwycięstwo Andrzeja Rogiewicza, który nie zasypia gruszek w popiele, pnie się coraz wyżej w sportowej hierarchii i pod nieobecność Bartosza Mazerskiego przeciera szlak kolejnym zawodnikom – Mariuszowi, Arkowi, Jankowi – biegającym odważnie i z pasją. Mało dowodów? Mamy dwie wyjątkowe Magdy /i Marlenę-dopisek/. Bucewka, odkąd odłożyła na bok kijki i zamieniła buty nordic walking na biegowe, zdobywa laury w większości startów. Co więcej bez kompleksów ściga starszych kolegów. Jest coraz bliżej i być może niedługo ich dogoni. W Lubawie również pobiegła bardzo dobrze, jako trzecia kobieta przekraczając linię mety. Druga Magda – Urbanowska, startująca kiedyś w barwach Victorii na średnich dystansach, wróciła do biegania po długiej przerwie. Od niedawna ponownie zasila nasze szeregi, zarażając innych optymizmem i pozytywną energią. Swoją postawą udowadnia, że w przypadku kobiet powrót do sportu nie jest łatwy, ale zawsze możliwy, to tylko kwestia odpowiedniej motywacji i samozaparcia. A tego Magdzie nie brakuje, nie bez powodu przecież stanęła w Lubawie na najwyższym podium swojej kategorii wiekowej. Czyż Magdy nie są wyjątkowe? /i Marlena!!!- startowała również./
Inne dowody? Dynamicznie rozwija się również grupa zawodników tzw. środka. Panowie koleżeńsko pokonują dziesiątki kilometrów na wtorkowych i czwartkowych treningach, a potem na zawodach dają z siebie wszystko, walczą z rywalami o zajęte miejsce oraz z czasem o nowe życiówki. Tę walkę – tym razem Andrzeja, Piotra, Bartka, Marcina i Leszka – można było również obserwować na trasie w Lubawie, gdy biegacze mijali się na tzw. agrafkach oraz licznych zakrętach – jak obliczył kolega Arek na jednej pętli było ich
w sumie 17. Na uznanie za ducha walki i determinację zasługuje szczególnie Marcin Kamiński, który pobiegł w Lubawie, mimo wyczerpującego startu w Maratonie Solidarności.
Niby wszystko ok, ale czegoś było brak – Bogusia, Bartka, Krzyśka, Kamila, Leszka, Leona, Mietka, dwóch Sławków-bo praca, bo przerwa po maratonie, bo kontuzja, bo choroba? Pusto na trasie jak Was brak. Cóż z tego, że żar leje się z nieba, a nogi ciężkie jak z ołowiu? Cóż z tego, że trasa źle oznakowana, a samochody wymuszają pierwszeństwo u biegaczy? Nieważne gdzie i jak się biegnie. Ważne z kim podąża się tym samym szlakiem.
Marlena Nowosielska
O jeszcze bardziej niezwykłej Marlenie napiszę wkrótce. Dziękuje za kolejny, wspaniały komentarz i prosimy o następny!! /a według mnie bezpieczeństwo jest najważniejsze!!/
Ryszard Mazerski